Boimy się, że nazwą nas komunistami? – Przestańmy się bać. To nasza rola: wskazywać kierunek i wartości.

Spotkaliśmy się dziś – jako grupa znanych postaci lewicy, w dużej mierze młode osoby, ale nie tylko – żeby porozmawiać o sprawach, które dotyczą nas wszystkich. To kwestie, które obejmują całe pokolenia: pokój, jego brak i zagrożenie wojną. To sprawy, które wpływają na każdego, bez względu na wiek czy miejsce zamieszkania.

No, chyba że ktoś zdezerteruje – ale większość z nas zostaje, bo chce chronić swoje rodziny – dzieci, rodziców, dziadków – nasze domy.

Więc pytanie brzmi: czy polskie społeczeństwo jest gotowe myśleć inaczej? Oderwać się od przekonania, że członkostwo w NATO i UE automatycznie gwarantuje nam bezpieczeństwo? Ten sposób myślenia już się nie sprawdza. Geopolityka zmienia się w zawrotnym tempie, a to, co kiedyś było oczywiste, dziś takie już nie jest.

Stany Zjednoczone to nasz największy sojusznik, z największym budżetem obronnym spośród wszystkich krajów NATO. Ale bądźmy szczerzy – sytuacja tam jest nieprzewidywalna. Nie wiemy, kto będzie rządził. A sprzęt wojskowy, który od nich kupujemy? Nie mamy nad nim pełnej suwerenności – kody do F-16 czy F-35 są w USA. Więc pojawia się pytanie: czy Polska naprawdę może użyć tego sprzętu, kiedy i jak chce?

Dlatego poważnie powinniśmy potraktować propozycję prezydenta Macrona dotyczącą europejskiego parasola nuklearnego. Francja jest jedynym państwem UE z bronią atomową. Mądrze byłoby, gdyby część tego potencjału odstraszania znalazła się również w Polsce. To nie konkurencja dla NATO – większość państw UE i tak do niego należy. Chodzi o wzmocnienie NATO – tak jak sam Trump mówił: państwa członkowskie powinny wydawać więcej na obronność. I jeśli to zrobimy, skorzystają na tym wszyscy.

Musimy budować zdolności odstraszania i obrony, również na polskiej ziemi. Niemcy podjęli przełomową decyzję budżetową, pokazując, że bezpieczeństwo jest ważniejsze niż stare doktryny gospodarcze. Te neoliberalne głosy mówiące, że dług to największe zło – nie, to wojna jest najgorszym scenariuszem.

Jeśli uniknięcie wojny oznacza konieczność zwiększenia zadłużenia, by mieć odpowiednie możliwości obronne – to tak trzeba zrobić. Nie da się obronić kraju, mówiąc Putinowi: „Proszę, nie atakuj mnie – mam zrównoważony budżet.” To tak nie działa.

Rosja jest naszym bezpośrednim sąsiadem. Mamy z nią 246 kilometrów granicy. Jeśli wybuchnie wojna, Polska będzie pierwszym celem – nie państwa bałtyckie. Dlatego musimy inwestować w infrastrukturę wojskową tutaj i teraz.

Ale bezpieczeństwo to nie tylko wojsko. To także bezpieczeństwo społeczne. To również prawda i pokój. Putin i Trump tak dobrze się rozumieją, bo obaj są przywódcami autorytarnymi. Nie szanują demokracji i chcą, by światowym porządkiem rządziły dwa państwa – USA i Rosja.

Ale po II wojnie światowej pojawił się nowy aktor: Unia Europejska. UE może być globalną nadzieją dla demokracji – jeśli tylko w siebie uwierzy. Musimy okazać solidarność i działać jako całość. Europa musi pamiętać, że to tu narodziła się demokracja – jak w starożytnych Atenach. Mamy szansę być jej strażnikami.

W przeciwieństwie do USA, które zbyt często „eksportowały demokrację” poprzez wojny i eksploatację zasobów – przypomnijmy sobie Irak, gdzie chodziło nie o broń chemiczną, a o ropę – my możemy zbudować inny model. Ale by to zrobić, państwa członkowskie muszą uwierzyć, że UE potrafi bronić demokracji.

Klimat też ma tu znaczenie. Niestabilność na globalnym Południu wpływa na nas bezpośrednio. Wzrost temperatury wypycha ludzi na północ – do Europy. To nic nowego. Migracje to część historii ludzkości. Wszyscy kiedyś wyszliśmy z Afryki. To nasza natura – szukać lepszego życia.

Naszą odpowiedzialnością jest więc tworzenie takich warunków, by ludzie nie musieli uciekać ze swoich domów. To również część budowania pokoju.

Teraz jednak, gdy uwaga skupia się na przemyśle zbrojeniowym, boję się, że porzucimy politykę zeroemisyjności. Wrócimy do handlu gazem z Rosją. A właśnie tego chcą Putin i Trump – normalizacji Rosji, zniesienia sankcji, powrotu do interesów.

Nie możemy się na to zgodzić. Polska – z racji swojego położenia – musi być czujna. Wiem, że we Francji czy Portugalii zagrożenie rosyjskie nie jest tak odczuwalne. Rozmawiałam ostatnio z francuską dziennikarką, która pytała, czy polska lewica mówi o pokoju, jak za czasów wojny w Wietnamie. Ale tu nie chodzi o hipisowski przekaz. W Polsce wiemy, że pokój nastąpi tylko wtedy, gdy agresor przestanie atakować.

Mówienie Ukrainie, by się dogadała z Rosją, to jak mówienie ofierze gwałtu, żeby się pogodziła z oprawcą. To absurd. Pokój na Ukrainie będzie trwały tylko wtedy, gdy okupowane tereny zostaną wyzwolone – chyba że Zachód zdecyduje się na bezpośrednią interwencję, na co – bądźmy szczerzy – się nie zanosi.

Polska lewica zbyt długo bała się własnych idei. Pozwoliliśmy, by prawica i liberałowie przedstawiali nasze hasła jako naiwne czy dziecinne. A przecież bycie naiwnym nie oznacza bycia głupim. Można być wrażliwym, mieć nadzieję, mieć odwagę.

Dziś w Polsce modne są hasła Konfederacji. Ale nie pokonasz oryginału, udając go. Jeśli próbujemy być bardziej liberalni, by zdobyć poparcie – dlaczego ktoś miałby głosować właśnie na nas? Jest 10 innych partii, które mówią to samo.

Tak, lewicy dziś nie jest łatwo. Ale nie możemy porzucić naszych wartości: wolności, równości, świeckości, prawdy. To my – politycy – zawiedliśmy, że nie umiemy ich lepiej sprzedać społecznie. Ale to można zmienić.

Jak powiedział Ryszard Kalisz – media mają ogromny wpływ. Ja dodam: Wikipedia, TikTok, YouTube – to wszystko nie działa samo z siebie. Ktoś to edytuje. Często ludzie o poglądach prawicowych. Algorytmy promują brutalny, nacjonalistyczny przekaz, bo to się klika. Bo to daje zyski z reklam.

Big tech zarabia na przemocy i nienawiści. Jeśli chcemy to zmienić, potrzebujemy alternatywnych platform – takich, które będą nasze. A nie takich, gdzie Elon Musk decyduje, co możemy napisać, a czego nie. To szantaż. Kapitał rządzi światem – to żadna nowość. Ale jeśli tego nie zatrzymamy, nic się nie zmieni.

Na koniec – dziś przypada rocznica urodzin pewnego filozofa i publicysty, Kazimierza Kelles-Krauza, urodzonego w 1872 roku. Powiedział kiedyś:

„Gdy cały naród zrozumie, skąd się bierze bieda, wtedy powstaniemy. Obalimy panów i cesarzy, odbierzemy ziemię i fabryki, by należały do wszystkich.”

Czy te słowa coś nam dziś jeszcze mówią? Czy ktoś używa takiego języka? A może tak bardzo boimy się własnego cienia, że porzuciliśmy nasze korzenie, bo boimy się, że nazwą nas komunistami?

Przestańmy się bać. Jeśli to populizm – trudno. To nasza rola: wskazywać kierunek i wartości. Zmiana zawsze przychodzi.

Podziel się

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on email
Email
Share on whatsapp
WhatsApp